Słowa – one zawsze muszą być takie złożone, przemyślane, mieć ukryte znaczenia.
Zobaczcie na branżę informatyką zwaną. Word, Windows, Apple, Android. To wszystko takie dumne tytuły. W życiu jest tak samo. Unikamy czasem prostych, banalnych słów.
Boimy się mówić o "miłości", "przyjaźni", szukamy na siłę czegoś innego, lepszego określenia, mniej banalnego, mniej zobowiązującego. Nie mówię "mój przyjaciel" w rozmowie z inną osobą, a "mój kolega". Nie powiem "oni siebie kochają" tylko "oni ze sobą chodzą". Dziwnym tworem jest język.
A szkoda, bo od razu uśmiech gościłby na twarzy, gdyby włączający się "Voice Over" informował "Funkcja Bułka z Masłem włączona".
Author: amel
Wiem, że "co za dużo, to niezdrowo", ale musiałam ten wpis napisać pod wpływem impulsu, jakim stał się komentarz użytkownika Kat pod wpisem na blogu Elanor.
Jechałam jakoś ze dwa tygodnie temu autobusem. Złapałam się barierki i starałam ustawić tak, by nikomu nie przeszkadzać.
– To znowu ta ślepa! – Od razu usłyszałam głos jednego z rodziców ludzi z mojej klasy.
Innym razem, wychodząc ze szkoły, przewróciłam laską czyjś plecak. Myślałam, że sprzątaczka wyśle mnie za to do dyrekcji. Ojj usłyszałam, że takich jak ja to nie powinno się wpuszczać do zwykłych szkół, a przynajmniej zabronić im nieść te ich kije.
Pamiętam przytyki, jakie słyszałam przed studniówką od wielu osób, a te, że mogę przyjść nago, bo żem ślepa, to nawet wtedy chłopcy na mnie nie zerkną, były lżejszego kalibru.
Czy sobie na to zasłużyłam? Nigdy nie powiem obiektywnie. Może? Nie ten temat jednak chciałam poruszyć.
W sobotę byłam na Jutrzni. Gdy wychodziłam z kościoła, coś laską zahaczyłam. Myślałam, że zaraz ktoś się na mnie wydrze, a że to jeszcze w kościele, to tym gorzej się poczułam. Tym czasem pojawił się ksiądz proboszcz, a nawet, że mnie zna z widzenia, zaprosił na herbatę.
Ciekawa jestem, jak długo będę wspominała przytyki przedstudniówkowe, a jak długo tę herbatkę. Chociaż, nie. Ja to przecież wiem. Dlaczego?
Są takie rzeczy, które trudno skomentować. Powiem więc (napiszę) od siebie kilka słów, resztę jednak pozostawię do oceny czytelnikom.
Jestem tu od niedawna, nie znam nikogo prywatnie. Tak, aż z ciekawości zgłosiłam się do Zlotu, nie mogę się doczekać was spotkać, ale póki co jestem tu zielona. W ogóle, skąd powiedzenie, że jest się zielonym? Ja jestem białoskóra, rudowłosa, a koszulkę mam dziś na sobie białą, spódniczkę też. No nic zielonego! A jednak zielona jestem. Polska języka być trudna.
W każdym razie, nie wiem, co tu się działo dawniej. Nie wiem czy administracja działała skutecznie, czy też nie, choć pisałam już z kilkoma osobami zarządzającymi tym programem i osobiście odniosłam bardzo pozytywne wrażenie.
Nie wierzę jednak, by działo się cokolwiek, co usprawiedliwia… Nie wiem czy to zazdrość, problem z asertywnością, próba zniszczenia czegoś z zawiści, konflikt prywatny? Na pewno nic normalnego. Takie hasło Google ukazuje pod słowem "Elten"
http://mimazg1bloxpl.blox.pl/2019/02/dyskryminacja-Administratorska-na-eltenie.html
Kap, kap… Kropelki deszczu padają na podwórko, chłodząc rozgrzaną ziemię. Przynajmniej w marzeniach, bo świat przekornie trwa w pogodzie może i pięknej, ale zaczynam bać się o kwiatki na działce. A że na ten rok pierwszy raz sadziłam borówki, to gotowa jestem zacząć wokół nich tańczyć z wiadrem wody.
Na termometrze dziś radosne 24 stopnie. I pomyśleć, że dwa miesiące temu marzyliśmy wszyscy o takich temperaturach. Chyba ludziom nie da się dogodzić. Od razu robi się żal tych wszystkich zwierzaków w ich futerkach.
Co z temperatury, obiecałam Krzyśkowi, że zabiorę go na lody. Czekam więc tylko aż wróci do domu i udam, że to wszystko z siostrzanej miłości. A prawda jest taka, że co chwila wychodzę na ganek i zastanawiam się, które buty założyć, tak się już cieszę na trochę ochłody.
Pogoda widać na mózgi szkodzi. Nie na mój, mojemu bardziej się nie da, ale tata wpadł dzisiaj w szał sprzątania, mycia okien, zmiata pod meblami, nawet coś o odmalowaniu kuchni wspominał. To znaczy, nie bronię, nawet pomagałam, tylko… Trzy dni (po) Wielkanocy? Tak poważnie?
Skoro o Wielkanocy… Postanowiłam kupić sobie króliczka. Takiego małego, pluszowego króliczka. A co tam? A że u mnie postanowienie w czyn zmienia się przeraźliwie szybko, leży sobie teraz obok na biurku. Muszę mu chyba jakieś posłanko umościć.
I to tyle z ambitnego wpisu, Krzysiek wchodzi do domu. I nie wiem, jakie buty włożyć!
Miłego grzania się, bo ja idę na lody!
Amel
Czuję się prawie jak Eltenomaniaczka, ale trudno. Czasem takie refleksje w głowie się budzą, a więc zacznę pierwszą na tym blogu serię wpisów.
Gdy ktoś bliski próbuje mi wyznać, co mu na sercu leży, czuję się troszkę tak, jakby na ramieniu usiadła mi dzika ptaszyna i boję się drgnąć, by jej nie spłoszyć. Zawsze dla mnie najpiękniejsze były chwile, gdy mogłam stać się czyjąś powierniczką, choć sama nie czuję się najlepszą osobą do tej roli, bo jakoś zwykle nie mam pojęcia, jak pomóc.
Z drugiej strony czasem odnoszę wrażenie, że gdy ktoś przychodzi do nas i zaczyna jęczenie o tym, jak to mu w życiu jest źle, że do niczego się nie nadaje, że w ogóle "patrz na wszystkich, tylko nie na mnie", a najlepiej to jeszcze pójdę i będę ryczał – w moim sercu budzi się straszliwe przeczucie, że taki człowiek pragnie:
Un – usłyszeć ode mnie o jego wspaniałości, poco? Przecież jak mnie zapyta prosto, co o nim myślę, to odpowiem szczerze.
Deux – mieć pretekst, by mnie przytulić. Poco? Skoro potrzebuje bliskości przyjaciółki, nie musi uciekać się do robienia z siebie ofiary świata.
Trois – lubi mnie doprowadzać do furii. Szkoda, że nie pomyśli po tym, jak mi jest ciężko.
Dziś dzień zaplanował dla mnie rozpocząć się od prysznica i wcale nie mówię o czynności mycia się, a o strumieniu wody, który wytrysnął z jajka szczęśliwego kuzyna na moją poduszkę. Niestety Amel miała wobec dnia nieco inne zamiary, a w przeciwieństwie do istot ludzkich, poduszki nie umieją krzyczeć, co wyraźnie Mateusza rozczarowało. Z drugiej strony krzyczeć umieją Mateusze, przynajmniej wtedy, gdy schowana za drzwiami Amel ich obleje. Niestety w starciu z tatą już tyle szczęścia nie miałam.
Wiecie, że dawniej na Lany Poniedziałek zwyczaj nakazywał bić dziewczęta wierzbowymi witkami po nogach? I jeszcze pewnie myśleli, że to romantyczne, że taka dziewucha, jak ją zaboli, to przyleci z krzykiem i się przytuli, by wypłakać na ramieniu łzy? Dobrze, że wtedy rajstop nie mieli, bo krawcowe miałyby roboty na cały tydzień.
Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że faceci nie znają się w żaden sposób na zalotach. Jak mówi pewna klasyczna piosenka: "Kto za Tobą w szkole ganiał, / do piórnika żaby wkładał?" Drogi kolego, jak ty tej biednej Elce załatwiałeś stresujące przeżycia na lekcjach po dostatecznie stresującym poleceniu "Wyciągamy długopisy", jak zajadałeś się przy niej kilogramem wiśni, a nie dałeś chociaż jednej… Drogi kolego, naprawdę się dziwisz, że coś nie wypaliło?
Wierzby… No tak, bo wujek postanowił tradycji za dość uczynić. Ze mnie jednak jest twarda sztuka, nie, ja o żadnych nudnych metaforach nie mówię. Ten kijek w kontakcie z biedną Amel troszkę zbyt dosłownie potraktował słowa "Tak mnie skrusz, tak mnie złam"… Miał szczęście (wujek nie kijek), że byłam jeszcze w piżamie, bo jakby mi sukienkę tak rozerwał, to posadziłabym go przy maszynie do szycia babci i nie wypuściła, do póki nie naprawi, co zepsuł. A Paula przynosiłaby mi żaby z podwórka.
Żaby prowadzą do Francji, a Francja do Lourdes. Tak, dzisiaj dowiedziałam się, że tam rodzinnie jedziemy po maturach, przez co jestem w skowronkach, znaczy żabach. W ten sposób spełnia się jedno z moich marzonek… Mrożonek?
Obserwując to, co zjadłam przez ostatnie dwa dni, dochodzę do wniosku, iż Wielkanoc powstała tylko w celu szybkiego odzyskania wagi utraconej w ciągu czterdziestu dni postu. A jeszcze taka wredota, zając jakiś, naprzynosiła słodyczy a słodyczy, Krzysiek zapas zrobił sobie już chyba do Gwiazdki… 2024.
Na koniec donoszę, że moja maturalna kiecka przeszła dziś chrzest bojowy. Chrzest dosłownie, bo w kościele ksiądz postanowił chyba dokonać drobnej demonstracji Potopu, a Amel arki nie miała.
Trzymajcie się!
Amel
Tak pomyślałam, że może z okazji święta Zmartwychwstania Pańskiego warto pokazać tę piosenkę? Jakby nie patrzeć, jest to ważna część i bardzo silne wspomnienie z mojego życia.
Na nasze Bierzmowanie zostałam poproszona przez współchórzystki, aby napisać okazyjną piosenkę. Kiedy zaś obserwowałam nasze przygotowania do tego sakramentu, dostrzegłam z przerażeniem, że może co piąta osoba naprawdę tego pragnie. Reszta robiła, jak kazali rodzice, ewentualnie na wypadek ślubu. Czy o to chodziło?
Nie napisałam własnej piosenki. Jest taka pieśń Leonarda Cohena, pewnie znana, "Alleluyah" – piękna melodia. To, co napisałam, jest wariacją na temat tekstu i polskiego tłumaczenia, prócz zapisu nutowego niewiele ma wspólnego z oryginałem. Chciałam nadać jej dobre zakończenie, przekaz dla tych wszystkich ludzi, który może kiedyś się im przypomni.
Jak dziś to czytam, chciałabym poprawić, poskreślać, pozmieniać. Tekst wydaje mi się bardzo dziecinny, ale oprę się tej pokusie. Przedstawię wam go dokładnie w formie, w jakiej zaśpiewałyśmy to tamtego pamiętnego dnia w kościele.
A gdyby ktoś pytał, róbcie z tym, co chcecie. Gdyby komuś miał się przydać, będę zaszczycona. I nie pogniewam się, jak poskreślacie, pozmieniacie i poprawicie, nawet to doskonale zrozumiem.
Alleluyah
1.
Słyszałam, była taka pieśń,
Ją Bogu niósł Dawida śpiew,
Lecz przecież nas historia ta nie wzrusza!
Jak życie, ostry, wiódł jej ton:
Do góry w dur, znów na dół w moll,
Upadły Król zaśpiewał Alleluyah!
Ref.
Alleluyah, alleluyah, alleluyah, alleluyah.
2.
Zwieńczony gwiazdą obraz jej
Wbił w serce mu lodową krę,
Gorące jest, a tylko szronem puka.
I w nocy ciemną, czystą toń,
Wyrzucił berło, skruszył tron,
I dla niej tylko śpiewał Alleluyah.
Ref.
3.
I ciszą dźwięczał jego głos,
W ciemnościach wiecznych utkwił wzrok,
Nie wiedział nadal, czym jest jego zguba.
Za gorzką nocą trwała noc,
Aż słyszy w dali czyjś głos:
To w ciszy dźwięczy gromkie: Alleluyah.
Ref.
4.
Gdy ciało chlebem staje się,
Gdy winem Ci smakuje krew
I życia sensu,, zgubiony, już nie szukasz,
Ktoś z krzyża wznosi ręce swe
I woła: zawróć, proszę Cię,
Bo oto Bóg zmartwychwstał, Alleluyah!
Ref.
Witam was z Olsztyna, gdzie dzięki tym uprzejmym korkom dojechaliśmy (o w pół do jedenastej), aby spędzić z rodziną święta.
Co roku robię to samo: w Wielką Sobotę nie mogę się zebrać do łóżka do późna, w skutek czego energii starczy mi na Rezurekcję, śniadanie, czasem obiad, a potem jestem już półżywa. I tak rok w rok. Tym razem nie będzie inaczej, ale obiecuję, zobowiązuję się, że w chwili, gdy będziecie czytać ten wpis (kto przeczyta go dziś), ja będę już w łóżeczku.
Zawsze lubię, gdy wysyła się do mnie albo dzwoni się z życzeniami. Ludzie się rozpisują w ładnych słówkach, gestach, a ja? Ja tylko mogę odpowiedzieć "I wzajemnie, dużo szczęścia, uśmiechu". Gorzej, że trudno zacząć wpis na blogu od "I wzajemnie", co zmusza moje biedne szare komórki (to w ogóle mam coś takiego) do wyłączenia stanu niskiego poboru energii.
Życzę dużo Słońca w waszym życiu, nie tej gwiazdy, a ciepełka, światła, dobroci. Życzę wam uśmiechu na co dzień, ale i tego, byście nie bali się czasem wypłakać na przyjazne ramię, bo tłamszenie w sobie emocji to droga do nikąd. Życzę wam wspaniałych ludzi, bo przyjaciel to większy skarb od chłopaka czy dziewczyny, tak myślę. Życzę wam zdrowia, bo choróbsko to nic przyjemnego. Życzę wam wszystkiego, czego trzeba, wielu łask Bożych, by i do was zapukał zmartwychwstały Chrystus i przekazał waszym domom i rodzinom pokój!
I na koniec życzę wam, byście umieli pisać ładniejsze życzenia ode mnie.
Joyeuses Pâques!
Amel
Tak nie przystawało wrzucać tego w Wielki Piątek, uśmiecham więc się do was o tej nieludzkiej porze. Zaraz trzeba iść na Jutrznię, a ja jeszcze nie śpię.
Pewnie rano odżałuję, ale czego się nie robi dla tych, którzy nie wiedzieć poco, na co i dlaczego to czytają?
O tym… czymś… przypomniała mi Majka jednym ze swoich wpisów.
Tekst się jakoś tak stworzył na jednej z fizyk, na której Amel oczywiście bardzo uważała.
A i jeszcze jedno pytanko: jak się robi we wpisach takie ładne nagłówki?
Dobranoc wszystkim.
– Proszę, proszę! – Zawołał, wyciągając stos pomiętoszonych kartek.
Podeszła niepewnie – jak wszyscy.
– Nazywam się Piotr i mam zadecydować czy wejdziesz do raju. – Przywitał się. – Nie masz się czego bać, nie skazałem na piekło nikogo od – zerknął na sekretarzyk – pięciu dni, trzynastu godzin i jedenastu minut.
Jej mina wcale nie przypominała tej, jaka gościłaby na twarzy osoby, która się nie boi. Niestety, Piotr się już do tego przyzwyczaił. Postanowił przejść przez to jak najszybciej. Zerknął na trzymany pergamin.
– Nazywasz się Amelia Rozalia Weronika? – spytał.
– Skinięcie głową.
– Urodzona 29 lutego 2000 w Węgorzewie?
– Powtórne skinięcie.
– Mam tu zapisane, że zginęłaś w wypadku autobusowym. Zgadza się?
– Głowa ponownie opadła i uniosła się do góry.
– Dobrze. – Przewrócił kartkę. – "Wykaz grzechów i uczynków" -podliczmy. – Zabębnił palcami po biurku. – Kolumna pierwsza razy 0,3, druga razy 0,5. Dane porównujemy z tabelą dla niemężatek. Ulga 30 procent dla niepełnoletnich…
Wyciągnął z kieszeni kalkulator i wystukał kilka obliczeń.
– I już jasne! Zawołał po chwili. Wychodzi na to, że musisz spędzić 2 i trzy jedenaste plus pierwiastek z trzech lat w czyśćcu, a potem będziesz mogła wejść do królestwa Bożego.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Pierwiastek z trzech? – Zapytała, osłupiała.
– Tak! – Westchnął Piotr. – Kiedy wpuściliśmy tu Newtona, cały system obliczeniowy powywracał nam do góry nogami. Kiedyś to było jasne: błogosławionych od razu do raju, zwykłych ludzi na rok, dwa, pięć do czyśćca, resztę do piekła. Ale ponoć było niesprawiedliwie. Nie może być, że taką samą karę dostanie ktoś, kto ukradł pięć pocztowych znaczków i ktoś, kto ukradł ich dziesięć… Zaprowadzę Ciebie teraz do czyśćca. Chyba, że masz jakieś pytania?
Dostrzegł niepewność w jej oczach.
– Nie bój się! – Spróbował się uśmiechnąć. – My nie zjadamy, zjadają Ci na dole.
– Czy to prawda, że deszcz to łzy aniołów? – Wyrzuciła z Siebie.
Piotr zamrugał.
– Prawda. A czemu pytasz?
***
Archanioł Michał podniósł głowę znad papierów.
– Proszę! – Zawołał.
Drzwi uchyliły się. Do jego sekretariatu wszedł Piotr z jakąś dziewczyną.
– Nie przeszkadzamy? – Zapytał Święty.
– Nie nie! – Zapewnił go Michał. – Właśnie kończę nowy psalm dla naszych chórów, ale to nie jest bardzo pilne. Wiecie może, co rymuje się z "ALLELUYAH"? Byle nic, co wykorzystaliśmy w poprzednich stu dwudziestu tekstach… Wchodźcie, śmiało! – Zawołał, widząc, że się wahają. Kawy? Herbaty?
– Proszę się nie kłopotać! – Zawołała szybko ta ruda. – Ja mam do Pana tylko jedno pytanie.
Michał przekrzywił głowę z zaciekawieniem.
– Jechałam autobusem i rozwiązywałam zadania z fizyki, gdy doszło do tej stłuczki. I nie zdążyłam zmierzyć. Może Pan wie, pod jakim kątem padały Pana łzy na szybę, gdy jechaliśmy? Bo jak staliśmy, to było 45 stopni.
Część z nas jutro uda się do kościołów na Ciemną Jutrznię, Drogę Krzyżową, Liturgię Krzyża i Gorzkie Żale. Będziemy wspominać mękę pańską i znów usłyszymy o zdradzie Judasza, o niesprawiedliwym wyroku Piłata… I znów będziemy dwoić się i troić, aby mówić o uczonych w piśmie, faryzeuszach, arcykapłanach, Żydach… Usłyszymy kilka ładnych słów o każdej, jak zwykliśmy je nazywać, stacji. Z każdej pewnie przyswoimy sobie jakąś naukę. A potem wrócimy do domów i za moment radować się będziemy Zmartwychwstaniem Chrystusa ukrzyżowanego przez tych "niewdzięcznych Żydów".
Przecież co niedzielę jak mantrę powtarzamy: "Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany." Przecież nawet Dante napisał: "Skazaniec przedni, nie dość że w zażartej / Tkwił paszczy, szarpan Disowymi szpony, / Raz po raz łypał ze skóry obdarty. / Rzecze Mistrz: „Zbrodzień najsrożej męczony, / Dowiedz się, Judasz jest Iskariota; / Wewnątrz ma głowę, na zewnątrz nóg trzony." – [1]. Przyjemniej jest przecież, gdy na drzewie krzyża zawisa zbawienie świata, ale gwoździe w ten krzyż wbija ktoś inny, my go przecież jutro tylko ucałujemy, my adorujemy, a nie krzyżujemy. A w czym Judasz był gorszy od wszystkich zdrajców w dziejach? W czym Piłat gorszy był od wszystkich urzędników drżących o swą posadę? Ciekawa jestem, ilu z nas postąpiłoby podobnie. Tylko my nie nazywamy się Poncjusz ani Judasz, za nas Bóg na krzyżu umiera, my jesteśmy nad tym.
Skąd mogę wiedzieć, czy nie postąpiłabym jak Piłat. Pewnie wielokrotnie musiał skazywać obcych mu ludzi. Przyprowadzają mu człowieka, wszyscy domagają się tego człowieka śmierci. Jeżeli odmówi, straci stanowisko, pozycję, może nawet życie. Myślicie, że Chrystus był jedynym niewinnym przez niego skazanym? Myślicie, że nawet dziś ja, ty nie szafujemy wyrokami tak, jak nam dyktuje tłum by mieć trochę "fejmu"? Ale my też nie jesteśmy Piłatami. Zastanawiam się tylko, czy choć próbowałabym tak bronić Chrystusa, jak Piłat to czynił, Czy pytałabym, prosiła, proponowała uniknięcie tego, co się stało, a czy po pierwszych słowach tłumu nie powiedziałabym: "Skoro tak chcecie, niech umrze".
I my wreszcie? Myśmy przecież nie stali pod krzyżem, szydząc; nie krzyczeliśmy "Ukrzyżuj go"! Tylko ile razy tak krzyżowaliśmy drugiego człowieka w swoich sercach? Ile razy złorzeczyliśmy innym? W czym jesteśmy lepsi od bezimiennego tłumu z przed dwóch tysięcy lat?
1. Dante Alighieri – "Boska Komedia" część I, pieśń XXXIV wersy 58-63