"Tik, tak… Tik, tak…" – tyka zegar na ścianie przypominając Amel, że chyba pora na sen. Amel jednak przez ostatnie godziny ostentacyjnie olewa biedny czasomierz, zagłębiając się w książce.
Za namową panienki Mai przeczytałam cykl zwany "Century" autorstwa pana Pierdomenico Baccalario. Nie będzie ten wpis jednak recenzją, gdyż recenzji pisać nie umiem. Będzie to raczej pewna refleksja.
"Century" to kolejny lekki cykl przygodowy adresowany do młodszego czytelnika. Tak się zastanawiam tylko, dlaczego? Dlaczego lekkie cykle przygodowe są adresowane do młodszego czytelnika?
Lubię czasem przeczytać coś trudniejszego – dość niedawno skończyłam lekturę "Silmarillionu" na ten przykład. Zastanawiam się tylko, dlaczego sztucznie twierdzimy, że lekka literatura musi być dla dzieci, a dorosłym wypada już wyłącznie czytać poważne prace filozoficzne, dramaty psychologiczne i rozprawy etyczne.
Amelowe Refleksje: ciężkie tomiszcza
“Tik, tak… Tik, tak…” – tyka zegar na ścianie przypominając Amel, że chyba pora na sen. Amel jednak przez ostatnie godziny ostentacyjnie olewa biedny czasomierz, zagłębiając się w książce.
Za namową panienki Mai przeczytałam cykl zwany “Century” autorstwa pana Pierdomenico Baccalario. Nie będzie ten wpis jednak recenzją, gdyż recenzji pisać nie umiem. Będzie to raczej pewna refleksja.
“Century” to kolejny lekki cykl przygodowy adresowany do młodszego czytelnika. Tak się zastanawiam tylko, dlaczego? Dlaczego lekkie cykle przygodowe są adresowane do młodszego czytelnika?
Lubię czasem przeczytać coś trudniejszego – dość niedawno skończyłam lekturę “Silmarillionu” na ten przykład. Zastanawiam się tylko, dlaczego sztucznie twierdzimy, że lekka literatura musi być dla dzieci, a dorosłym wypada już wyłącznie czytać poważne prace filozoficzne, dramaty psychologiczne i rozprawy etyczne.
9 replies on “Amelowe Refleksje: ciężkie tomiszcza”
ja wolę czytać trudne książki, ale nie w sensie językowym, tylko raczej w sensie problematyki tam poruszanej. Lubię książki, w szczególności fantasy, poruszające problemy dyskryminacji, okrucieństwa, walki dobra ze złem, ale nie takiej czarno-białej jak w Potterze, i tak dalej, i tak dalej. O trudnych wyborach, które trzeba czasem podemować, o trudnych emocjach, trudnym dziedzictwie, z którym bohater musi się zmierzyć. Wiedźmin to mój kanon. Uwielbiam głównego bohatera za to, że nie jest rycerzem na białym koniu, niszczącym zło. Jest zwykłym gościem, dość cynicznym, bo doświadczonym przez życie. Nie pozostawiono mu wyboru co do jego przyszłości. Ukształtowano go jak maszynę, do zabijania. Popełnia też sporo błędów, potrafi być okrutny i bezwzględny. Ale w głębi duszy jest naprawdę dobrym człowiekiem, potrzebującym ciepła drugiego człowieka, którego się nie doczeka, bo przecież wygląda i potrafi więcej, niż inni. No bo to, co dostaje od Jenefer niekoniecznie można nazwać ciepłem. Nikt w wiedźminie nie jest bohaterem czarnym, ani białym, każdy ma swoje interesy, swoje polityczne ambicje i swoje dążenia, tak jak w normalnym świecie. A całe życie to tylko jedna, wielka gra. I taki świat właśnie pokazuje wiedźmin i takie książki uwielbiam. No, to się rozpisałem.
Ja wolę np odwrotnie, bo proste.
Podpisuje się od komentarzem Papierka.
I właśnie za te nieoczywistości i łaciatych bohaterów przepadam osobiście za wszystkim Sapkowskiego.
Dlatego, że ludziom się chyba wydaje, że jak sę pochwalą trudniejszą lekturą, to będą lepiej postrzegani. I często tak będzie niestety.
Tak Amel, zgadzam się. Wszystko jest dla wszystkich. Jak mam nastrój na literaturę tak zwaną wyższą, to po nią sięgam. Jak mam nastrój na coś lekkiego, to po to sięgam. Jak akurat mam ochotę przypomnieć sobie Kubusia Puchatka, to nikt mi, kurka siwa, nie zabroni! Te rozgraniczenia są raczej po to, żeby wiedzieć, po co młodszy czytelnik może spokojnie sięgnąć, ale w rezultacie to nie zdaje egzaminu.
Ja np. uwielbiam sięgać po literaturę lekką. Czytam literaturę dziecięcą i młodzieżową, a wynoszę z niej za każdym razem coś nowego.
Lubię czasem sięgnąć po tzw. literaturę “wyższą”, ale nie uważam, by była o wiele korzystniejsza od tej, którą otaczam się na codzień.
Ja też czytam literaturę różną i nie uważam, żeby było w tym coś złego, na zasadzie, że z tego to już się wyrosło. Niedawno nawet przypomniałem sobie jedną bajkę, z tym, że był to akurat film. Książki z podtekstami filozoficznymi, egzystencjalnymi i tak dalej też uwielbiam, ale tu rozgraniczenie. Paradoksalnie wolę książki z podtekstami filozoficznymi, niż stricte filozoficzne. Może jest tak dlatego, że literaturę filozoficzną czytam na studiach, a po zajęciach chcę się zrelaksować przy czymś innym. Zgadzam się, że ludzie często mają zwyczaj wprowadzać podziały na dziecinne i niedziecinne tam, gdzie ich wogóle nie ma. Najlepszy przykład to ogólnie fantastyka, na którą wielu patrzy z politowaniem, uważając ją za bajki, bo to przecież elfy, magia, latanie po kosmosie i spotkania z wyimaginowanymi cywilizacjami. Mam wrażenie, że takie osoby patrzą na temat bardzo płytko, nie potrafiąc dostrzec w baśniowej otoczce aktualnych w realnym świecie problemów. Osobiście uwielbiam książki prezentujące niejednoznacznych bohaterów, skomplikowane światy i trudne wybory. Dlatego tacy autorzy jak Martin, czy Sapkowski są mi bardzo bliscy. Z drugiej strony nie stronię od prostych przygodówek, choć oczywiście oceniam takie książki pod zupełnie innym kątem. Co do HP. Czy on jest taki czarnobiały? Nie zgodzę się. Co do zasady może tak, ale nie w odniesieniu do wszystkich bohaterów. Postaci Snapea, Syriusza, Dumbledorea, starego i młodego Crougcha, nawet Voldemorta, mogą skłonić do przemyśleń. Dylematy moralne Snapea, czy Dumbledorea dają szerokie pole do interpretacji. Podobnie Lupin i dyskryminacja, z jaką się spotyka. O Voldemorcie i zchodzeniu do korzeni jego demoralizacji już nie wspomnę. Teraz to ja się rozpisałem.
Czytam literaturę różną, raz lekką i dziecięcą, raz ciężką psychologiczną. Potrafię też czytać dwie książki na raz. W tej chwili czytam audio “Opowieści z Mekchańskiego pogranicza”, a z mamą, czyli mama czyta głośno, czytamy Olgę Tokarczuk “Dom dzienny, dom nocny”. Przyznacie, że rozrzut bardzo duży. A w kwestii tego, po co powinny albo nie powinny sięgać dzieci: “Quo vadis” Sienkiewicza przeczytałam mając dziewięć lat, a Benhura jeszcze wcześniej. 😀