"If you’re happy happy happy, clap your hands!" Od dziś będzie to mym hymnem, przynajmniej do piątku. I moja radość nie bierze się wcale z tego, że zdałam angielski ustny na 30 punktów, no dobra, z tego też. Raczej chodzi jednak o to, że aż do przyszłego piątku mam maturalny spokój, a poza wszystkim pozostają już tylko 3 egzaminy, 5 za mną! Energia tak mną targa, że chyba potrafiłabym teraz się zerwać i zacząć tańczyć, a patronusa wyczarowałabym i bez różdżki.
Zastanawialiście się kiedykolwiek, co byłoby waszym patronusem? Zawsze marzyłam, że byłby to łabędź, ale… Przecież to nie są zwierzęta, jakie się szczególnie lubi albo takie, jakich się pragnie – raczej okruchy świadomości, o których istnieniu często sami nie wiemy.
Właśnie, co do okruchów świadomości… "peculiar sort of". Dziś odkryłam, że znane jest mi takie określenie. Nie wiem, skąd, nie wiem na co, poco i dlaczego. Pewnie mama mi nad kołyską włączała jakieś wykłady z Oxfordu i stąd to całe spaczenie. Faktem jest, że sama się siebie troszkę przestraszyłam. Wyobraźcie sobie – na egzaminie… "We are such a peculiar sort of nationality". Zawał serca murowany.
Chyba mój telefon uznał, że to już za dużo dla jego biednego procesora, bo on się "peculiar" nie czuje i… odszedł do krainy wiecznych… jabłek? Wyobrażacie sobie Apple'owski raj? Na pewno na bramie mają wypisane złotymi literami "It will be amazing!" Jest to z pewnością kraina Macem i iOSem płynąca, gdzie czas się zatrzymał, bo żaden Apple Watch nigdy się nie zepsuł. Istnieją jednak szlachetniejsze sposoby kończenia żywota, niż wypadanie z ręki biednej, zestresowanej maturzystki.
A co jeśli ta biedna, zestresowana maturzystka nie używała "Apple Music", tylko "Spotify"? Jeśli była taka okrutna, że usunęła z telefonu aplikację "Muzyka", bo ją drażniła na ekranie? Czy ten iPhonik będzie już na zawsze skazany (dosłownie) na "Sound of silence"? Przepraszam, iPhonie, skrzywdzony kolego, przepraszam dziś wszystkich was; żałuję za wszystko, to moja wina jest!
Pęknie tafla szkła…
“If you’re happy happy happy, clap your hands!” Od dziś będzie to mym hymnem, przynajmniej do piątku. I moja radość nie bierze się wcale z tego, że zdałam angielski ustny na 30 punktów, no dobra, z tego też. Raczej chodzi jednak o to, że aż do przyszłego piątku mam maturalny spokój, a poza wszystkim pozostają już tylko 3 egzaminy, 5 za mną! Energia tak mną targa, że chyba potrafiłabym teraz się zerwać i zacząć tańczyć, a patronusa wyczarowałabym i bez różdżki.
Zastanawialiście się kiedykolwiek, co byłoby waszym patronusem? Zawsze marzyłam, że byłby to łabędź, ale… Przecież to nie są zwierzęta, jakie się szczególnie lubi albo takie, jakich się pragnie – raczej okruchy świadomości, o których istnieniu często sami nie wiemy.
Właśnie, co do okruchów świadomości… “peculiar sort of”. Dziś odkryłam, że znane jest mi takie określenie. Nie wiem, skąd, nie wiem na co, poco i dlaczego. Pewnie mama mi nad kołyską włączała jakieś wykłady z Oxfordu i stąd to całe spaczenie. Faktem jest, że sama się siebie troszkę przestraszyłam. Wyobraźcie sobie – na egzaminie… “We are such a peculiar sort of nationality”. Zawał serca murowany.
Chyba mój telefon uznał, że to już za dużo dla jego biednego procesora, bo on się “peculiar” nie czuje i… odszedł do krainy wiecznych… jabłek? Wyobrażacie sobie Apple’owski raj? Na pewno na bramie mają wypisane złotymi literami “It will be amazing!” Jest to z pewnością kraina Macem i iOSem płynąca, gdzie czas się zatrzymał, bo żaden Apple Watch nigdy się nie zepsuł. Istnieją jednak szlachetniejsze sposoby kończenia żywota, niż wypadanie z ręki biednej, zestresowanej maturzystki.
A co jeśli ta biedna, zestresowana maturzystka nie używała “Apple Music”, tylko “Spotify”? Jeśli była taka okrutna, że usunęła z telefonu aplikację “Muzyka”, bo ją drażniła na ekranie? Czy ten iPhonik będzie już na zawsze skazany (dosłownie) na “Sound of silence”? Przepraszam, iPhonie, skrzywdzony kolego, przepraszam dziś wszystkich was; żałuję za wszystko, to moja wina jest!
17 replies on “Pęknie tafla szkła…”
Ja nie umiem wyczarować patronusa, nigdy nie będę umiała, tak myśle, bo jestem śmierciożerczynią. hihi 🙂
Raj aplowski mnie rozbawił 🙂 I te angielskie wtrącenia. 🙂
Myślę, że w raju mają Internet LTE, więc w razie czego sobie pobierze.
Twój styl i pomysłowość są tak unikalne, jak Twoja data urodzenia. Nie wiem, co dosypywałaś sobie do płatków w dzieciństwie, ale zadziałało 😀
A właśnie… Gratuluję wyniku!
Bravissimo, ma petite!
Hahahahaha, ja też na trzydzieści. Kraina wiecznych jabłek to coś przeciwnego do raju, bo to przecie zakazany owoc… Think different. xddd.
A ja używam apple music, ale spotify też fajne. Jestem tolerancyjna dla innych wierzeń. :p
No, i z zawałem się zgadzam. Ja też dziś bardzo się dziwiłam słysząc, co właściwie mówię i z jakimi błędami.
bieeedny iphonik hehe. Raj Applowy? Może sok jabłkowy w jeziorach i drzewa jabłkowe z nadgryzionymi jabłkami tam rosną a serwisy na każdym kroku? Co do patronusa chciałby mieć kota, bo lubie te zwierzęta.
Ps. Gratuluję wyniku matórki.
Ja myślę, że bycie śmierciożercą nie dyskwalifikuje jeśli chodzi o patronusa. Przykładem Snape, choć on mógł zacząć wyczarowywać patronusa wtedy, kiedy już przeszedł na stronę Dumbledorea. Za tym, że większość śmierciożerców nie potrafiła wyczarować patronusa, stała taka idea, że śmierciożercy, jako ludzie do gruntu podli, nie mogli być szczęśliwi. Nie byli zdolni do miłości, czy zwyczajnie głębszych więzi, więc zawsze byli samotni i w gruncie rzeczy nieszczęśliwi. Inna sprawa, że śmierciożercy w H P, jak wiele czarnych charakterów, nie tylko u Rowling, byli wybrakowani. Wydawać by się mogło, że ich życie to tylko zabijanie, okrucieństwo i lęk przed Voldemortem. Tak przecież żyć się nie da. Nawet oni musieli czasami zachowywać się, jak ludzie. Mieli rodziny, pracowali, więc jakieś chwile szczęścia, albo czegoś, co za szczęście uważali też musieli miewać, a to, czy istnieje jakiś jeden uniwersalny wzorzec szczęścia, czy szczęściem jest to, co dana jednostka za szczęście uważa, to już całkiem inny temat.
No hej, do jakichś uczuć wyższych musieli być zdolni, na ten przykład Narcyza, która w całym burdlu, w walce o Hogwart najbardziej się martwiła się głównie czy Draco żyje.
coś musieli w sobie jeszcze
mieć, nie tylko czyste zło
Nie koniecznie, Narcyza śmierciożercą nie była, a Snape kochał Lily. czy inni kochali? chyba samych siebie. No Bella siebie i Voldemorta, pamiętajcie też, że większość była w Azkabanie, więc totalnie odjechaną mieli osobowość, dlatego nikt poza Snape’m nie umiał wyczarować patronusa. chyba Rowling nawet gdzieś o tym mówiła.
ja niemiecki zdałam na 90 procent ustny, ale to dawno było :d
Ej, a skąd wniosek, że ona nie byla śmierciożerczynią?
bo nie miała wypalonego mrocznego znaku. Tak myślę. zresztą, nie było o tym, że miała mroczny znak na przedramieniu.
Amel, gratuluję wyniku. 🙂 Moja krew… No prawie, bo ja miałam tych punktów trochę mniej, ale więcej niż przewidywałam przed maturą. 😀 Nie wiem, jakie zwierzę chciałabym mieć za patronusa, ale może na coś wpadnę.